Opis forum
- Cholerne obwiesie... - warknęła, przepchnąwszy się przez grupę trochę starszych od niej chłopaków i wyskoczyła z pociągu. Przeszła za róg budynku stacji i zdjęła płaszcz z ulgą rozprostowując obolałe skrzydła.
- Lilith i pociągi... Lilith i motłoch... cóż za skaza na honorze!
Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć, że za chwilę pożałuje swojego powrotu jeszcze bardziej niż dotąd.
- Dlaczego ojciec musi wysyłać zawsze Ciebie, co?
- Mnie nie pytaj - wzruszył ramionami Nithael i ruszył powoli w stronę domu.
W Lilith się zagotowało. Zerknęła na torbę. Potem na czubki swoich skrzydeł, potem znowu na swoją torbę... i cisnęła nią w brata, wzbijając się w powietrze.
- W środku jest coś, co należy do ojca, więc nawet nie próbuj jej tu zostawiać! - Krzyknęła już z powietrza
- Ty mała żmijo...!!!!
Wiedziała, że tego gorzko pożałuje... ale to nie przeszkodziło jej zaprezentować bratu odpowiedniego palca i po prostu odlecieć.
Offline
Tak dawno nie była w Amberze, że z pewną trudnością dodawała elementy świata i kiedy w końcu udało jej się przekroczyć granice królestwa, odetchnęła z ulgą.
Plan miała prosty - pokłonić się temu staremu zgredowi zanim przybędzie Nithael i nakabluje, a potem czmychnąć i zaszyć się u matki tak, żeby nie mógł jej znaleźć.
Wylądowała na dziedzińcu pałacu i nie zwracając uwagi na strażników, przeszła przez portyk i zaczęła wspinać się na schody prowadzące do sali audiencyjnej. Po kilkunastu schodkach przypomniała sobie, że jest ich ponad 400... Klnąc, wzbiła się lekko w powietrze i wleciała na szczyt. Pchnięciem otworzyła drzwi, ignorując wszystkich obecnych w środku na czele z braćmi i siostrami. Ojciec siedział na tronie. Zdaje się, że przerwała mu jakieś przemówienie. Tym lepiej. Szybciej pozwoli jej odejść. Patrząc mu hardo w oczy przeszła pod sam jego tron i uklęknęła, z beszczelnym uśmiechem.
- Witam, Panie. Powiadomiono mnie, że chciałeś mnie widzieć...
Starzec milczał chwilę, świdrując córkę zimnym spojrzeniem zielonych oczu.
- Wstań, Lilith. Gdzie Twój brat?
"Oho, robi sie niebezpiecznie.." pomyślała.
- Wyprzedziłam go, by czym prędzej się z Tobą zobaczyć, Ojcze.
Powoli skinął głową.
- Wspaniale. Jutro świętujemy dwusetną rocznicę mego ślubu, córko. Jak mniemam, będziesz na uroczystości?
Żołądek Lilith wywinął fikołka. Zbladła.
- Taak... Ojcze... - wypluła przez zaciśnięte zęby, pochylając głowę, by nie narażać swojego życia rzucając jawne wyzwanie władcy.
- Tak myślałem. Blais, Derik? Przypilnujcie, by Lili należycie wypoczęła i doprowadziła się do stanu godnego księżniczki Amberu.
Dwaj bracia skłonili sie nisko i stanęli po obu jej stronach, lekko chwytając ją za ramiona.
"No i pięknie, cholera! Uwięziona w tym zasranym miejscu na cały weekend...! Ja pier...grr!!"
Offline
Pierwsza poleciała torba. Potem jakiś płaszcz i kilka książek. Stojąca pod oknem dziewczyna zbierała wszystko w jedno miejsce, rozglądając sie nerwowo. Chwilowo ten potwór wyrzucający wszystko co niezbędne oknem był jedynym przedstawicielem rodziny królewskiej jaki był obecny na dworze.
Lili wystrzeliła z okna i zataczając okrąg w powietrzu spikowała w dól, lądując obok siostry. Przytuliła ją i rzuciła z rozkojarzonym uśmiechem:
- dzięki, teraz już sobie poradzę. Wracaj do matki, póki możesz.
- Następnym razem masz lecieć prosto do nas, idiotko. I portalem, a nie przez Cienie.
- Dobra, zmiataj.
Krótki uścisk i drobna blondynka rozmyła się pomiędzy drzewami ogrodu. Lilith wzbiła się w powietrze dźwigając swoje toboły i czym prędzej oddaliła się w stronę, gdzie spotkanie ojca było najmniej prawdopodobne.
- Zimno Ci - mruknęła cicho do kocicy schowanej za połą jej kurtki.
- Naaarazzzzzie nie - odpowiedziało jej coś podobnego bardziej do syku niż miauknięcia.
Offline
- Gdzie ona jest?! Wszyscy czekają, ojciec się niecierpliwi.. LILIIIIITH!
Dziewczyna chwyciła kocicę na ręce i machnęła kilka razy skrzydłami, lądując na ozdobnym portyku pod sufitem. Zamknęła przyjaciółce pyszczek dłonią i wstrzymała oddech. Kiedy jej brat zniknął za zakrętem, nadal ją nawołując obie odetchnęły z ulgą. Lili rozsiadła się wygodniej i przymknęła oczy.
- Zdaje się, że przez jakiś czas nas tu nie znajdą.
- Miaaauuu... - kocica z niezadowoleniem machnęła czarnym ogonem i wspięła się po sukni tak, że prawie dotykała swoim noskiem nosa księżniczki.
- Nie rozumiem Cię - mruknęła ze złością - Twój ojciec jest chory, potrzebuje Twej pomocy! A TY?! A TY CO czynisz?! Ukrywasz się po kątach jak tchórz, miast pomóc mu w obowiązkach!
Lilith przewróciła oczami i prychnęła lekceważąco.
- Udław się mlekiem, Iris, ok? Prawda jest taka, że tata nigdy mnie nie potrzebował i nie potrzebuje. To, że jest w takim stanie daje mu po prostu jedyną i niepowtarzalną możliwość zmuszenia mnie do nałożenia sukni i stanięcia u jego boku. Nigdy nie zachowywałam się jak przystało na członka królewskiego rodu, a teraz ojciec ma szansę udowodnić, że jednak ma córkę. I to godną.
- Zbyt wiele w Tobie ironii - skwitowała kotka, siadając jej na kolanach i myjąc staranie łąpkę.
- Iris... proszę Cię... zrozum, że mam już dość. Od dwóch dni łażę w tych szmatach i uśmiecham się do wszystkich interesantów, książąt i delegatów. MAM DOŚĆ. Czy to tak trudno zrozumieć.
Kocica przeniosła swoje bursztynowe oczy na księżniczkę. Mogło się zdawać, ze się uśmiechnęła.
- Pociesz się. Inni mają gorzej.
W tym momencie Lilith pomyślała o Araelu i jego rodzinie i westchnęła, uśmiechając się dziwnie.
- No... rzeczywiście. Nie tylko ja mam przejeb...
Nim zdążyła dokończyć, kocica z sykiem rzuciła się na nią, obnażając ostre ząbki i wbijając boleśnie pazurki w sukienkę.
- Niiiiieeeeeee klniiiiiiiiij! - syknęła.
Lilith nie mogła powstrzymać się od cichego okrzyku bólu.
- Blais! Znalazłem je! - rozległo się gdzieś z dołu.
Księżniczka obdarzyła Iris zabójczym spojrzeniem.
- Mogłam pozwolić CI umrzeć, kiedy miałam okazję... - warknęła.
Offline
"trzymaj się księżniczko. Arystokracja musi trzymać się razem" - przekazał telepatycznie Arael czytając post Lilith. Miał nadzieje że wiadomość dotrze...
Offline
- Wpadnę w weekend! To paaa! - Salemone się rozłączyła.
Lilith popatrzyła na telefon jakby ją właśnie ugryzł... a potem z mazakiem w ręku spojrzała na swój grafik wywieszony na drzwiach pokoju.
czwartek --> 10:00 - 18:00 audiencje
18:00 - powitania Adain <skończy się pewnie nad ranem i wielkim kacem>
piątek --> 8:00 do 6:00 rano w sobotę - organizacja i ochrona przyjęcia ojca <na kacu... o.O w pełnym słońcu... o.O i z zakazem wypicia choćby kropli alkoholu...>
sobota --> 6:00 - 14:00 sprzątanie po przyjęciu, audiencje
14:00 - 17:00 sen
17:00 - 23:00 spotkanie z matką
Klnąc cicho skreśliła pozycję "sen", wpisując na jego miejsce "wizyta Salemone" ...
Drzwi otworzyły się i do jej pokoju zajrzał jeden z braci. Marcus zajrzał jej przez ramię i gwizdnął cicho.
- Jak by to powiedział nasz ojciec... jedyne czego nie da się zrobić to otworzyć parasola w tyłku.
Poklepał siostrę współczująco po ramieniu i wyszedł, dodając w progu:
- I pamiętaj, że w niedzielę cały dzień obiecałaś mi. Nie będzie spania.
Gdyby nie zamknął tak szybko za sobą drzwi, dostałby prosto w twarz wazonem pełnym fiołków.
Offline